niedziela, 16 listopada 2008

Belly Button Window

O co chodzi z tym całym randkowaniem? Cały ten proces umawiania się, spotykania i poznawania to jedna wielka strata czasu. Robimy to tylko dlatego, że alternatywą jest przyłożyć w głowę i do jaskini, a nie robimy tego w ten sposób bo jej może się to nie spodobać (z naciskiem, że jej). Ale serio, jeden wielki bullshit.

Na każdej randce nie spotykamy się z tą kobieta lub facetem tylko jej reprezentantem. Pewnym wyssanym z palca i otynkowanym wizerunkiem, który zostaje rzucony drugiej stronie na pożarcie i wymemłanie. Tyczy się to oczywiście obydwu stron odwiecznej walki o supremację. Ludzkości osiągnęła w tym perfekcję pozostawiając królestwo zwierząt, patyczaki i kameleony daleko w tyle wąchających kurz i spaliny. Ale nadal wiele czerpiemy od matki natury np. poranek kojota.
Cała pierwsza randka polega na sprawdzeniu czy warto iść na druga randkę. To jest dopiero frajerstwo. A facet przez cały czas zastanawia się czy okłamał ją na tyle dobrze, że pominie numery 2, 3 i od razu wskoczy z nią do łóżka. Patrzy na to praktycznie.

Co zabawne kobieta od samego początku wie czy prześpi się z tym facetem czy nie. I przez resztę randki myśli tylko ‘Boże, żeby on tylko nie powiedział czegoś idiotycznego. Żeby nie powiedział nic idiotycznego. O! ... damn it.’ To jest jakieś woman-vision, patrzy na faceta, wyskakują wzorki jak w matriksie, pojawia się tabela i w każdej kategorii pojawiają się jakieś wartości procentowe (pewnie oglądaliście te sama filmy z robocopem i terminatorem co ja). Jeśli masz odpowiednią średnią dostajesz karnet, że możesz się z nią przespać albo pozwolenie na drugą randkę. To zależy od twojego szczęścia i jakiego sobie reprezentanta stworzyłeś.
Heh, to bardziej przypomina bitwę na Pokemony.
Cos w tym jest, ‘miłość jak pokemon’.

Brak komentarzy: